Otwórz menu główne

Terenem, który niewątpliwie można nazwać Domem Niziołków jest Dolina Velidy, która leży u podnóża gór na zachód od Messyny. Tę piękną, żyzną enklawę otrzymali w zamierzchłych czasach od samych Messyńczyków, którzy z kolei wygnali stamtąd barbarzyńskie plemię Kymerów, gdyż ci regularnie najeżdżali messyńskie wioski i rabowali ludność. W Velidzie do dziś, gdy dobrze poszukać, znaleźć można relikty tamtych czasów, w podziemiach dzisiejszych gmachów tajemnicze znaki na kamieniach, w środku lasu postawione posągi, reliefy na skałach... Hobbici zupełnie się tym nie przejmowali, z wdzięcznością przyjęli dar i zagospodarowali Velidę tak wspaniale, że stała się ona - bez najmniejszej przesady - niemal najpiękniejszym miejscem na świecie. Południowe i zachodnie stoki gór okazały się wyśmienite do uprawy winorośli i tak Velida zasłynęła z produkcji doskonałych win, z których najlepszą opinią wśród znawców cieszy się wino Arqentiletta o głębokiej, rubinowej barwie.

W Velidzie nałożyły się na siebie dwa czynniki - oto tam, gdzie naturalnie żyzne gleby i wspaniały klimat sprawiają, że wszystko rośnie jak najęte, zamieszkał ludek, który pracowicie i miłością chciał ową ziemię uprawiać i cieszył się ze wszystkiego co rośnie, jednocześnie wspomagając siły natury swoją rolniczą wiedzą. Tak oto Velida w historii Ofiru zasłynęła jako poetycka kraina idylli, szczęścia i gospodarskiego spokoju.

Niestety, w wyniku upadku dawnych przyjaciół i związanych z nim wydarzeń, hobbici musieli uciekać z Velidy i opuścić swoje domostwa. Dolina opustoszała, a niziołki rozeszły się po świecie, zakładając nowe osady tam, gdzie ich przyjęto. Wielu wróciło później do Velidy, lecz nie była już ona tą samą żyzną ziemią.

Niemal 60 lat później przez dolinę przetoczył się potężny żywioł. Gwałtowne roztopy spowodowały osunięcie się zboczy, wzbierająca rzeka zmieniła koryto, wody skumulowały się i potężna fala powodziowa runęła w dół przez Dolinę Velidy, niosąc na równiny tony popiołów i szczątków. Wiosną 940 r. epokowa powódź spowodowała hekatombę w niespodziewającej się niczego sąsiedniej Messynie. Kamienne uregulowane brzegi tylko spotęgowały siłę żywiołu.

Dla samej Velidy było to jednak odrodzenie. Zniknęła gruba warstwa popiołów, uniemożliwiających odrodzenie się roślinności, a do tego w Dolinie pojawiły się Driady, o których mówiono że są pasterkami drzew. Z całego świata zaczęli tam wracać także hobbici. Osadnictwu w Velidzie towarzyszył niespotykany urodzaj. Z każdego ziarna wyrastało dziesięć kłosów, w każdym miocie rodziło się trzykrotnie więcej zwierząt, każdej hobbickiej parze rodziły się przynajmniej bliźnięta. Mówiono o błogosławieństwie powracającej Gabony, o magii driad, złośliwi szeptali o tym, że hobbitom służą demony. Same hobbity nie zaprzątały sobie tym głowy, bo pracy było dość i bez tego. Faktem było, że po roku społeczność Velidy ze wzruszeniem i namaszczeniem miała przystąpić do pierwszych zbiorów. I nawet biorąc pod uwagę horrendalne daniny dla Messyny – były to olbrzymie zbiory.

Dolina Niziołków w niewielkim stopniu została dotknięta skutkami kryzysu geomantycznego. Podobnie jak w całym Ofirze, tak i w Velidzie od lat notowano niesłychanie wysokie plony, choc wyjątkiem był rok 950. Velida ortodoksyjnie podchodziła do zakazu stosowania Nowej Magii i pomimo uczestniczenia w inicjatywie Kongresu Wolnych Narodów konsekwentnie nie zezwalała na jej używanie w swoich granicach. Dzięki temu zresztą Hobbicki Bank Velidy wzmocnił swoją pozycję na rynku jako alternatywa dla KNM, dedykowana dla przeciwników geomancji.


"Ma ktoś goblińskie ustrojstwo?"

Jeśli masz jakieś pytania, skontaktuj się z nami na

info@silberberg.pl