|
Znajdujące się tu informacje są swoistym rozszerzeniem wiedzy i nie są niezbędne do wejścia w świat gry. Jeśli zamierzasz jednak grać tą nacją, warto je sobie przyswoić, by uniknąć ewentualnych błędów, niedopowiedzeń lub niezręcznych sytuacji.
Spis treści
Rys historyczny
Orkowie stanowią jedną z najstarszych ras świata, ale ich historia pozostaje praktycznie nieznana dla innych ras. Wiadomo tylko, że w czasie podbojów Elmeryka zawiązali oni pakt z wielkim wergundzkim przywódcą, by później zostać zdradzonymi przez jego następcę Eudomara. Za czasów Elmeryka powszechne były orkowe oddziały najemne, formowano nawet specjalne kohorty w regularnych tymenach. Zdrada Eudomara zaburzyła znacząco wergundzko-orkowy sojusz, jednak już za czasów Olafa motyw ten powrócił, na mniejszą skalę, ale jednak.
Po odkryciu dróg na Zapołudnie orkowie nie uczestniczyli niemal w ogóle w wyprawach w tamten rejon, aż do momentu, gdy szamanka Neyestecae obudziła pamięć swojego ludu. Dla większości śmiertelnych, w tym samych orków, jest tajemnicą, dlaczego niektórzy szamani szczepów górskich ogłosili wówczas potrzebę wspomożenia ludu Qasyran. Marghare-Nem-Veghar, szamanka Tar-zul, poprowadziła swoich ludzi na dalekie Zapołudnie, gdzie walnie przyczynili się oni do obudzenia Opiekunów. Plemiona z Maegrosu sprzymierzyły się z Qa, natomiast po szczepach z gór Silber wszelki słuch zaginął na wiele lat. Wiązało się to z rozłamem, którego podłożem stało się przyjęcie Opiekunów przez szamankę Marghare-Nem-Veghar. Plemię Tar-zul wraz z pozostałymi plemionami z Gór Maegros w obliczu inwazji Qa przyjęło przywództwo Ner'Losha, syna szamanki Nem i zawarli sojusz z ludem z Zapołudnia. Natomiast Plemiona z Gór Silber nie zgodziły się odrzucić swoich bogów i zaszyły się głęboko w niedostępnych górach. Co ciekawe, orkowie z północy nie uznali kultu Opiekunów, nawet po tym, gdy ci przejęli wszystkie domeny. Milczenie swoich bogów uznali za karę za ich słabość i uparcie słali głuche modły, rozprawiając i poddając się wyczerpującym próbom, mając nadzieję, na przebłaganie bóstw. Wielu mędrców i szamanów poświęciło swe życie w rytualnych ofiarach. Między innymi takiemu rytualnemu samobójstwu poddał się poprzedni wódz plemienia Unrug Wrodangrauk, by zmyć hańbę słabości swego ludu. Grakh Tregarterok, wódz plemienia z czasów Wojny o Północ, spędzał później całe dnie w otoczeniu starszyzny plemiennej próbując znaleźć sposób na przywrócenie kontaktu z orczymi bogami.
W czasach dominacji Zapołudnia
Pod czas kiedy plemiona z Maegrosu wyznawały Opiekunów, a ich wojownicy niejednokrotnie służyli w armii Południa lub jako najemnicy, tak na północy wciąż trwały rozpaczliwe próby. Jednak żadne z podjętych przez orków z Silberu środków nie były w stanie przywrócić dawnych bogów. Jednak szamani nie mieli zamiaru na tym poprzestawać. Ich próby pochłaniały co raz więcej istnień, poświęcona nawet całe pomniejsze plemię w krwawej hekatombie, a kolejne ofiary wciąż umierały, każda wymyślnej, dłużej i brutalniej od poprzedniej. Młode pokolenia, nie znające nigdy dawnych bogów swego ludu, poczęły oddawać hołd bliżej niesprecyzowanej wyższej sile, nie zdając sobie sprawy, że ich modły trafiają do Opiekunów. Wszystko to musiało odbywać się w ścisłej tajemnicy przed starszyzną, gdyż takie “odstępstwa” nie były tolerowane, a wyznawcy “Dłoni”, czy po orczemu “Regtok”, jak nazwano Piątkę Opiekunów praktycznie od razu lądowali na ołtarzach, by umrzeć w mękach “na przebłaganie tych-którzy-zamilkli”. Coraz więcej plemion dzieliło się na podłożu wiary, a wielu młodych próbowało samotnie opuścić góry, by uciec od konserwatywnych tradycji. Żadnemu się nie udało. Wszyscy byli wyłapywani i brutalnie mordowani jako przykład. Bratobójcza woja pośród ośnieżonych szczytów Silberu wisiała na włosku.
Sytuacja pośród plemion Maegrosu ma się zgoła inaczej. Ogłosili oni, że Qa zawarli z nimi sojusz tylko na jedną wojnę - Pierwszą Wojnę o Północ i jak dotąd nie zawiązali z nimi żadnego nowego paktu, więc nie ruszą do walki. Jednak życie w bliższym sąsiedztwie ludzi wykształciło u nich pewne charakterystyczne zachowania, które w połączeniu z naturalnym dla orków pragnieniem walki, sprawiły że nie tylko pojedynczy osobnicy, ale i całe szczepy wynajmowali się jako najemnicy po obu stronach konfliktu lub podejmowali wyprawy łupieżcze na własną rękę. Część szczepów plemiennych przyjęła religię Opiekunów (Regtok czyli Dłoń), jest ona już silnie zakorzeniona wśród nich. Największy szczep, Veghar, uważał się za przyjaciół Qa i szczyci się tym, że to oni obudzili Opiekunów.
Częśc plemion poszła mocno w szamanizm, przyjmując religijność samnijską i wiarę w Wielkiego Ducha, ci uważają się za neutralnych. Niektóre społeczności próbowały szukać drogi analogicznej do orków Gruat, odrzucając Opiekunów i szukając drogi do swoich dawnych bogów. Cechowała ich zdecydowana wrogość wobec Qa (tych, którzy odebrali im bogów), która była podstawą nawiązania z nimi kontaktów przez przywódców wergundzkich w czasie II Wojny o Północ. Dopiero później wyszło na jaw, że poszukiwanie dawnych bogów zawiodło tak orków Gruat, jak i tych z Gór Maegros na manowce, a siły, które patronowały ich krwawym bratobójczym walkom, nie miały nic wspólnego z bogami.
Sojusz z Wergundią
W obliczu starcia z silniejszym przeciwnikiem Wergundia wróciła myslą do dawnych sprzymierzeńców. Z rozkazu Tergora dar Tollera porozumiano się ze szczepami z Gór Maegros i zdecydowano o sojuszu z jednym z watażków, którego uznano za najlepiej rokującego na przyszłość. Celem było możliwe zjednoczenie orków pod jedną buławą.
Wybrano wodza Orfrede Turula, przywódcę Worghów,, odłamu Tar-zul, złożonego z wygnańców z różnych szczepów, znakomitego dowódcę i dzielnego wojownika. Dar Toller, Wielki mistrz Zakonu Mieczowego Modwita i dowódca wergundzkiego sztabu zawarł z nim osobisty pakt krwi, wiążąc orków sojuszem z Wergundią. Już w momencie zawierania paktu wiadomym było, że orkowie tego szczepu, choć nieświadomie, oddają cześć istotom z Pustki, zwanym eskhara. Nie powstrzymało to jednak Wergundów, których wsparcie wobec szczepu pozwoliło Orfrede uzyskać dominację nad pozostałymi dowódcami. Oznaczało to krwawe rozprawienie się z rywalami i konkurentami, jednak po kilku miesiącach Orfrede Turul przejął kontrolę nad całym plemienim Tar-Zul.
Inni wodzowie orków:
- Worghaar Gor - starszy szczepu Veghar, krewny szamanki Nem, uważał się za kapłana Dłoni. Dumny, twardy w negocjacjach. Qa uważał za sojuszników, ale niewdzięcznych. Szczep Veghar został zdziesiątkowany w wyniku wojny, ci, którzy unieśli głowę z rzezi, schronili się na stokach qasyrańskiej Visnohory.
- Fornu Karghadi – wódz szczepu Rugrh. słynął jako znakomity wojownik, gwałtowny w reakcjach i nieprzewidywalny, bez skrupułów. Podróżował w Góry Silber, gdzie miał krewnych. Jego nienawiść do Qa przewyższała ambicje osobiste, jako pierwszy uznał władzę Orfrede Turula, uznając się jego podwładnym, po niedługim czasie zaś stając się jego prawą ręką.
- Deegra Randa - przywódczyni szczepu Ogharda, słynąca z okrucieństwa. Jej imię budziło strach nawet wśród starych wyjadaczy. Wyznawała stare religie animistyczne, gromadząc wokół siebie tych, którzy najchętniej wynajmują się do walki bez dalszych zobowiązań. Pokonana przez orków Orfrede Turula uznała jego przywództwo.
- Morgh Orore - szaman, głoszący, że słyszy głos Wielkiego Ducha i dawnych bogów. Wokół niego gromadzą się poszukujący rozsądnych ścieżek i powrotu do dawnych obyczajów. Uważali sie za neutralnych, nie słynących z waleczności, choć są bardzo biegli w sztukach szamańskich.
Pod wergundzkim sztandarem
Prowadzeni przez Orfrede Turula orkowie Tar-zul wspomogli znacząco Wergundów w czasie bitwy o Akwirgran. Po zakończeniu wojny relacje z Wergundią stanęły pod znakiem zapytania – zawarto porozumienia, podpisano Traktat Vistanijski, tymczasem orkowie domagali się walki. W 939 r. miało miejsce przynajmniej kilka wypraw łupieżczych przeciwko Terali, Tryntowi, Ofirowi, Samnii i qasyrańskiej Visnohorze, które orkowie samorzutnie uznali za wrogów Wergundii. Dzięki temu władza Orfrede umocniła się, a górskie szczepy Tar-zul zaczęły się konsolidować.
Po wojnach o Północ
Po zakończeniu wojny zdawać się mogło, że oba wielkie szczepy orków, Tarzul i Gruat, powoli zmierzają do zjednoczenia na gruncie wspólnie wyznawanej wiary w Szakala. Wydarzenia roku 939 stanowczo jednak przekreśliły ową tendencję. Dowódca sztabu Wergundii i Wielki Mistrz Zakonu Modwita rzucił wyzwanie wodzowi Turulowi i pokonał go na oczach jego wodzów i wojowników, tracąc przy tym prawą dłoń. Dar Toller przyjął ofiarowaną mu funkcję Wodza Plemienia Tarzul, zgodnie z danym słowem skazując Turula jedynie na wygnanie. Znakomita większość dowódców plemiennych zaprzysięgła mu wierność, przychylnie spoglądając też na kult Modwita. Turul wraz z poplecznikami zbiegł w góry Silber i w oparciu o pobratymców ze szczepu Gruat ogłosił świętą wojnę przeciwko uzurpatorowi i Wergundii. Pod swoje skrzydła zaczął przygarniać także wszystkich wyznawców kultu Swarta- Szakala i innych post-wojennych wyrzutków.
Tymczasem w Maegros Tergor dar Toller wyraźnie rozpoczął dążenia do budowy górskiego państwa, podróżując do najdalszych rejonów, w wysokie partie gór i za niedostępne dla ludzi przełęcze, aby zjednać sobie wodzów i szamanów wszystkich odłamów plemienia. Działania te powoli przynosiły skutek, jednak orkowie nie byli po prostu jeszcze jedną prowincją Wergundii – coraz mocniej domagali się od swojego wergundzkiego przywódcy wskazania celu do ataku, łupów i chwały.
Od końca wojen o Północ plemię z Gór Silber pozostawało w izolacji. Gruat nie kryli się z kultem Szakala, rzadko jednak ktoś się zapuszczał na górskie przełęcze, rzadko następowała okazja do spięć na tym tle. Sami orkowie, trochę wbrew swojej naturze, na jakiś czas zaprzestali rajdów na podgórskie wioski.
Ziemie plemienia stały się jednocześnie azylem dla rozmaitych pozostałości po rozbitych resztkach Sztabu i innych szakalistycznych organizacji. Z terenu Terali licznie zbiegli tam członkowie WRENu.
Pomiędzy ufortyfikowaną i trzymaną przez Tryntyjczyków przełęczą Cor, a Bramą Tryntyjską na północy Góry Silber i Selbras stały się niedostępne dla przybyszów.
W przeciwieństwie do swoich pobratymców Tar-zul zdecydowanie odrzucili Szakala, przyjmując chętnie kult Modwita. Tym samym wielka misja religijna Zakonu Mieczowego przyniosła oczekiwane skutki, choć orkowie przerobili kult na swoją modłę, dostosowując do własnej mentalności. W ich kulturze Modwit zyskał imię Tarume-Var, ku jego czci urządzano rytualne walki i obrzędy, bliźniaczo podobne do tych, które funkcjonowały w ich kulturze przed przybyciem paladynów.
W roku 940 Tergor dar Toller, oficjalnie zrywając podległość Wergundii, ruszył na czele plemienia na Ofir. Najazd realizował wiele celów politycznych - wspomógł powstanie niewolnicze (wraz z orkami liczni powstańcy uciekli na górskie przełęcze i dalej do Wergundii), osłabił Ofir - członka Paktu Wedry, ale przede wszystkim dał upust potrzebom plemienia, które żądało chwały, walki i łupów. Wszystko to zostało zaspokojone, a dodatkowo przetestowano nowy tryb walki, przypominający bardziej regularną armię - zamiast niezależnych samodzielnych watah wprowadzono system hierarchiczny i centralne dowodzenie.
Cała operacja była wielkim sukcesem - dla Wergundii, która uzyskała, co chciała, zachowując oficjalnie czyste ręce, dla paladynów Modwita, a zwłaszcza dla samego dar Tollera, którego orkowie darzyli niepodważalnym szacunkiem i oddaniem, i dla samych orków, którzy na bogatych prowincjach Ofiru obłowili się jak rzadko kiedy. Dla całego plemienia, silnego i zjednoczonego, przyszłość rysowała się w jasnych barwach.
Już w dwa lata później nadszedł kolejny krok milowy - orkowie mieli swoim rajdem na Teralę oczyścić Wergundii przedpole, aby uchronić przed bespośrednim starciem z wojskami Terali. Tutaj jednak wszystko się skomplikowało.
Tergor dar Toller, wielki wódz i w wyobrażeniach orków namiestnik Tarume na ziemi, ogłosił, że musi odejść. Choć dla Tar-zul było to niezrozumiałe, to zaakceptowali tę decyzję, zobowiązując się ruszyć do Terali pod wodzą jego następcy, mającego paladynów Zakonu za doradców wojennych.
Operacja w Terali była kolejnym wielkim sukcesem, choć nie był to obszar równie bogaty jak Ofir, to mimo wszystko zdobyto takie ilości dóbr, w tym żywności, że można było myśleć o spokojnym przetrwaniu kilku kolejnych zim.
Oprócz życia w plemieniu dla orków otworzyły się ponownie możliwości życia w cywilizacji. Książęce oddziały auxiliów chętnie przyjmowały orkowych najemników, płacąc dobrze i karmiąc dobrze. Choć struktura regularnej armii bywała dla orków trudna do zaakceptowania, to wielu Tar-zul zeszło z gór, szukając swojej przyszłości w kamiennych wergundzkich miastach.
Sytuacja obecna
Plemię Gruat
Plemię Gruat dzieliło losy innych ludów w tej części świata, głodując i umierając od zimna. Potworne mrozy zdziesiątkowały szeregi tego ludu, popychając orków do desperackich wypraw na tereny Tryntu i teralskiej Lędy, gdzie stali się prawdziwym koszmarem. Potworna i nadzwyczajna, nawet jak na standardy orków, brutalność ludu Gruat bezpośrednio wynikała z ich niezachwianej wiary w moc Szeggar-tan, Boga-Szakala.
Na terenach plemienia Gruat znaleźli swoją siedzibę różnego rodzaju teralscy (i nie tylko) renegaci i wyznawcy Szakala pokroju ludzi z Hiril czy Wren. Dzięki nim w góry trafiły najnowsze wynalazki w postaci rdzenia minerałowego i podłączonych do niego urządzeń. Dzięki temu enklawa w górach Silber z powodzeniem rozrastała się i stawała się coraz poważniejszym problemem dla sąsiadów.
Plemię Tar-Zul
Rok, gdy watahy uderzyły jak pikujący orzeł na beczące ze strachu teralskie osady u podnóża Maegrosu, był czasem wielkiej chwały. Gdyby nie Tarume-gokhar, czyli paladyni Zakonu Modwita, nigdy nie udałoby się tak doskonale skoordynować uderzenia. Tymczasem, z imieniem Tarume-var na ustach, ponad setka watah ruszyła w doskonale zaplanowany sposób, symulując uderzenia na wsie, tymczasem atakując wracających w bezładzie teralskich drużynników, którzy porzucali w panice swe znaki i chorągwie na wieść, że w niebezpieczeństwie są ich domy. Tchórze, którzy porzucili swego wodza, zdradzili dane słowo, w oczach orków nie byli warci niczego innego - śmierć z rąk watah była i tak najlepszym, co mogło ich spotkać.
Istotną zmianą w postępowaniu były jednak zasady, jakie wymusili Tarume-gokhar, a mianowicie zezwolili na rabowanie wiosek, ale nie na zabijanie ich mieszkańców. Zdumionym orkom, dla których słabość zawsze była wystarczającym powodem do pogardy, tłumaczono idęę, wedle której czym innym jest tchórzostwo rosłego męża, który porzuca swój oddział, choć mógłby walczyć, a czym innym jest niedorosłe dziecię, słabe z woli bogów i natury, a nie z własnego zaniedbania. Z trudem, ale rozumienie takie przebijało się do mentalności burych wojowników.
Przez kolejne lata watahy miały wiele powodów do chwały, trzeba było bowiem utrzymać szlak wiodący od Harnkott wzdłuż rzeki, tak aby Terala nie odcięła wojsk IV tymenu (magnifer Ittigen nazywali oni Hogger-Nargh, czyli Śnieżną Tygrysicą) od dostaw żywności. Czas ten, nazwany Walką o Szlak, wypełniony był potyczkami, zasadzkami i setkami małych bitew, których nazwy i bohaterów zapamiętano tylko w pieśniach śpiewanych przy obozowych ogniskach.
Wojska Hogger-Nargh zwyciężyły, a Błękitni Ludzie musieli ustąpić z Wielkiej Fortecy. Z tymi watahy starły się w wielu potyczkach o Szlak, ale był to liczny i potężny przeciwnik i watahy musiały ze Szlaku się wycofać. Tymczasem wojska Tygrysicy odeszły ze swojego legowiska u stóp Visnohory do samej Wielkiej Fortecy, a ona sama wraz z wieloma innymi do samego końca trzymała górską przełęcz, którą z takim poświęceniem zdobyła. Orkowie upamiętnili jej śmierć w pieśniach i lamentach, paląc ognie co rok w dniu jej śmierci (10 marca).
Po latach chwały nastąpiły jednak lata trudu. Zima, jaka nastała w 947 roku w Górach Maegros, była najstraszniejszą, jaką pamiętali najstarsi plemienia. Wielu umarło w milczeniu, wśród wycia lodowego wichru.
W kolejnych zaś latach w górach zapanował głód. Ludzie w dolinach także głodowali, więc i wyprawy tam przestały mieć sens. Bliskie relacje z Wergundią niespodziewanie okazały się być ratunkiem dla plemion, masowo bowiem szukano ratunku, schodząc na południową stronę gór i szukając szansy na przetrwanie w wergundzkich miastach i w służbie.
Smutny był to czas dla nieugiętych wojowników z dzikich plemion. Tarume-gokhar trwali jednak z nimi, dzieląc ich los na dobre i na złe, umacniając wiarę w Pana Wojny, co wkrótce uczyniło Bury Lud najwierniejszymi czcicielami Tarume - Modwita - na świecie.
Jeśli masz jakieś pytania, skontaktuj się z nami na
info@silberberg.pl